Wojciech Siudmak – Kicz czy Świat czaru i fantazji
Kosmos, tajemnica, zaduma i piękno baśniowego wszechświata – to wszystko możemy dostrzec w malarstwie Wojtka Siudmaka. Fantastyka i filozofia ujęte w czarowne kształty mają kusić nasze zmysły, sycić oczy i zaspokoić nasz wyostrzony smak.
„Oglądanie Pańskich obrazów jest wzruszającym doświadczeniem – napisał geniusz kina Federico Fellini. – Jakaż bezgraniczna fantazja i jak cudowna zdolność jej realizowania. Talent niemalże niewiarygodny, zdolniejszy i bardziej nieskończony niż ten, który tworzy, wyraża i prowadzi nasze najbogatsze wrażenia’
Czego trzeba dokonać, aby zasłużyć na takie niezwykłe słowa zachwytu wielkiego artysty?
Wojtek Siudmak wyjechał z Polski w 1966 r. do Francji, studiował w słynnej paryskiej L’Ecole des Beaux Arts. Początkowo uprawiał malarstwo abstrakcyjne, ale stosunkowo szybko zorientował się, że jest to – w jego przypadku – ślepy zaułek. Patrząc na prace niektórych abstrakcjonistów nie mógł oprzeć się wrażeniu, że powstawały one w sposób mechaniczny, niemal „murarski”. Czuł, że to nie jest jego świat.
Odnalazł się w malarstwie fantastycznym, baśniowym, odznaczającym się perfekcyjnym wykonaniem.
„By oddać w sztuce fascynującą naturę – mówił w jednym z wywiadów, – tragiczną architekturę, niezwykłość ludzkiego umysłu i piekło moralnych dylematów musiałem znaleźć odpowiednią formę. Wtedy zaczęły
powstawać niesamowite postacie pół-ludzi pół-maszyn, zawieszone w powietrzu kobiety, hybrydyczne miasta, groteskowe widma, wizje kataklizmów”.
Zdaniem słynnego reżysera Jeana Jaques’a Annaud’a Siudmak posiada po prostu boski dar materializowania wyobraźni. Opinię tę podziela całkowicie George Lucas, reżyser „Gwiezdnych wojen”.
Przełomową pracą był obraz namalowany na zamówienie dyrekcji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. Okazał się on oficjalnym plakatem tej wielkiej imprezy w 1975 roku.
Uważany jest za jednego z czołowych przedstawicieli Nowego Surrealizmu lub realizmu fantastycznego. Pisze się o nim jako o spadkobiercy i kontynuatorze dzieła wielkich surrealistów – Salvadore Dali (zobacz galerię), Rene Magritte czy Paul Delvaux. Sam autor podkreśla mocno swoją więź z tradycją malarską – dorobkiem Rubensa, Rembrandta (zobacz galerię jego rycin i rysunków w zbiorach polskich), Ingres’a, czuje się uczniem gigantów Renesansu – Leonarda da Vinci i Michała Anioła.*)
Mówiąc o artystycznym bilansie XX wieku, zauważa liczne, wręcz desperackie próby całkowitego zerwania z przeszłością, z mistrzami i ocenia je jako nader żałosne – „to więdło jak jako pozbawione skorupki”.
Oniryczność jego prac często rodziła pytanie o twórczą inspirację.
„Absolutnie nie korzystam ze snów – powiedział zdecydowanie Ewie
Podgajanej z Gazety Wyborczej. – To, co maluję, to prawdopodobnie jakaś reakcja na podświadomy świat. Można powiedzieć, że tworzę na jawie, w absolutnej trzeźwości, niemniej jednak czerpiąc nieustannie z bogactwa podświadomej wrażliwości”.
Wobec coraz chętniejszego korzystania przez akademickich artystów z komputera, jako narzędzia pracy twórczej Wojtek Siudmak zachowuje daleko posuniętą rezerwę. Doceniając wielką rolę i znaczenie tego wynalazku w rozwoju naszej cywilizacji odrzuca zdecydowanie jego przydatność jako czynnika kreatywnego w znaczeniu atystycznym. Bezduszna maszyna nie zastąpi gestu utalentowanego artysty, jego pociągnięcia pędzlem czy ołówkiem, choćby było ono pozbawione idealnej perfekcji. Posługując się komputerem w procesie tworzenia możemy ulec zniewoleniu, nauczywszy się wykonywać jedynie to, , czemu potrafi podołać to urządzenie, które – po prostu – psuje wyobraźnię i umysł. Tak więc, zdaniem Siudmaka – komputery w sztuce są zjawiskiem całkowicie przejściowym.
Niektórzy krytycy polscy uważają, że malarstwo Siudmaka i innych przedstawicieli realizmu fantastycznego ociera się o kicz i schlebia gustom masowym, kształtowanym przez rynek, zdominowany produktami agencji reklamowych. Według przeciwników zaprezentowanej opinii wyobraźnia rządzi światem, a jej rola w twórczości tych malarzy jest szczególna. No i komu może przeszkadzać fakt, że za jeden obraz miłośnik sztuki jest gotów zapłacić 60 tysięcy
dolarów. A poza tym wszystko jest kwestią gustu… .
Opinie zwiedzających wystawy Siudmaka są znamienne: „Jestem zdumiona i oczarowana – napisała w e-mailu Joanna Gryko – Zawsze ubolewałam nad tym, że nikt poza mną nie może zobaczyć tego, co widzą moje wewnętrzne oczy. Nie było mi dane uczyć się malarstwa, jedyne co mi zostało to uciekać samotnie w te inne światy, fascynujące, pełne tajemnicy, a czasami nawet mroku (…). Podziwiam i zazdroszczę”.
Bardziej obcesowo sformułował opinię niejaki Michał S.: „Nigdy o panu nie słyszałem Panie Siudmak… pewnego razu ze szkolną wycieczką udałem się na pana wystawę (…) i wtedy mnie oświeciło… . Pana obrazy są genialne”.
Chyba trzeba sprawdzić opinię Michała S.
***
No i jak właściwie jest z tym Wojtkiem Siudmakiem i jego dziełami – lubię go czy nie bardzo? Przyznam szczerze, że znajduję się w permanentnym rozkroku, a w takiej pozycji sztuka rodzi kontrowersje (u mnie, rzecz jasna). Pewne jest to, że mi się dobrze ogląda dzieła tego artysty. Ale z drugiej strony, kiedy patrzę na świetlane postacie, z których promieniują jakieś różnokolorowe flary, które to postacie wydają się meta-nadajnikami fal o konsystencji waty cukrowej, to oczami
wyobraźni widzę reprodukcje owych podobizn w poręcznym formacie, wiszące nad łóżkami ateistów (zamiast świętych obrazków), których kontakt ze sztuką ogranicza się do seriali telewizyjnych lub nad łóżkami wierzących, którzy w ogóle żadnego kontaktu – nie tylko ze sztuką – nie mają (patrz np. "Łowca gwiazd").
Ale z drugiej znowu strony jest w niektórych pracach Siudmaka bajeczna, dziecięca siła nastroju, wciągającego sponiewieranego rzeczywistością widza w czarowny świat wybujałej fantazji. Działa na mnie urok tych scen tak, jak działały na mnie tajemnicze ilustracje przedwojennych książek dla dzieci, zachowane cudem w bibliotece moich Rodziców. Można więc z czystym sumieniem powiedzieć, że dzieła artysty zapadają w najgłębsze pokłady sentymentu, jaki we mnie tkwi od 50 lat. Czy to mało? To bardzo dużo. Najważniejsze wydaje mi się bowiem to, co te obrazy robią z widzem, ze mną, z cytowaną Joanną czy Michałem S. A robią, oj robią! I to uważam za wielkie zwycięstwo Wojtka Siudmaka.
A co Wy sądzicie: kicz to, czy pięknie namalowany świat czaru i fantazji?
*) Na pierwszej stronie wyników wyszukiwania Google widnieje też "Michał Anioł – Blachodachówki". Wszystkiego dobrego panie Michale.