Andrzej Józef Dąbrowski – Teatr Jerzego Koeniga
Dzisiaj określenie „autorytet” zostało zdewaluowane, a nawet ośmieszone. Głównie za sprawą polityków, ale też i za sprawą tych, którzy byli autorytetami, a potem z różnych przyczyn,
głównie ideologicznych, przestali nimi być. Nie bez znaczenia jest tu również nadmiar demokracji – dziś już niemal wszyscy uważają się za autorytety, nie bacząc na brak wiedzy i deficyt mądrości, jaki raz po raz daje o sobie znać. Doszło już nawet do tego, że ci, którzy są autentycznymi autorytetami, nie chcą nimi być.
Zmarły 12 lipca Jerzy Koenig skrzywiłby się bardzo, gdyby widział, że piszę o nim – „autorytet”. Syknąłby we właściwy sobie sposób oznaczający dezaprobatę, albo wzruszył ramionami i przeszedł do innego tematu. A przecież był autorytetem. Jego głos liczył się tyleż w środowisku artystów sceny, co wśród historyków i krytyków teatru, liczył też wśród studentów z warszawskiej PWST. Co ciekawe, im Koenig rzadziej wypowiadał się na różnych forach i im rzadziej pisał, tym bardziej liczył się jego głos. A wypowiadał się rzadko, zawsze jakoś tak jakby nieoficjalnie i półgębkiem, pisał zaś jeszcze rzadziej i zawsze lakonicznie.
Jednak jego wyroki wiele znaczyły, zaś to, co opublikował w tomiku „Rekolekcje teatralne” stało się punktem odniesienia. Niewielu mieliśmy takich krytyków – Konstanty Puzyna, Edward Csato, Marta Fik… W owych „Rekolekcjach” znajdziemy i obraz przedstawienia, i myśl reżysera, i zapis tego, co w spektaklu ponadczasowe. Koenig umiał znaleźć ponadczasowość
nie tylko w przedstawieniach, ale i w samych dramatach. Uświadamiał ją telewidzom we wstępach do kolejnych premier Teatru Telewizji. Mówił w sposób zwięzły, czytelny i zachęcający. Wskazywał na przesłanie autora, nakłaniał do prześledzenia interpretacji dokonanej przez reżysera i aktorów. Słuchało go bardzo wielu ludzi. Przed nim słuchano tak może tylko Stefana Treugutta.
Autorytet Jerzego Koeniga wyrastał z jego wiedzy i mądrości. Znakomicie znał literaturę rosyjską i niemiecką, świetnie był zorientowany w dramaturgii światowej i tym, co się dzieje w teatrze współczesnym w Polsce i na świecie. Umiał – jak mało kto – czytać sztuki i przedstawienia, i odsiać ziarno od plewy. Umiał zainteresować tym, co najwartościowsze i ironicznie skomentować to, co jest humbugiem. Autorytet Koeniga ugruntowany został również
jego walką o jak najwyższy poziom tego, co zostało mu powierzone. Dbał więc o poziom dwutygodnika „Teatr”, o poziom miesięcznika „Dialog”, o poziom Teatru Dramatycznego, gdzie był kierownikiem literackim, o poziom wspomnianego Teatru Telewizji, którym kierował w latach 1982 –96, i wreszcie o poziom stworzonego przez siebie od podstaw Wydziału Wiedzy o Teatrze we wspomnianej PWST. Wydział ten był jego oczkiem w głowie, a więc – jak najgęstsze sito na egzaminach, jak najlepsi wykładowcy, jak najwięcej kontaktów studentów z wielkimi artystami sceny i znawcami teatru z prawdziwego zdarzenia. Drugim oczkiem w głowie był ów Teatr Telewizji. A zatem – jak najwartościowsze sztuki, jak najlepsi reżyserzy, jak najzdolniejsi scenografowie, optymalne obsady aktorskie. I trzeba przypomnieć, że kiedy w latach 80. nie udało się komunistom utworzyć z powodów politycznych Teatru Rzeczpospolitej z prawdziwego zdarzenia, Teatrem Rzeczpospolitej stał się Teatr Telewizji pod dyrekcją Koeniga. Występowali w nim najlepsi aktorzy. Oglądały go miliony telewidzów. Był fenomenem na skalę światową.
Słabiej się Koenigowi wiodło na stanowisku dyrektora artystycznego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Zastał tam mocno przetrzebiony zespół aktorski, najlepsi zaś reżyserzy odpłynęli wcześniej do innych teatrów, zniechęceni egoizmem aktorów i ich nieustającymi konfliktami z dyrekcją. Nowy dyrektor uspokoił nastroje w zespole, scalił go w
jeden organizm, ale nie udało mu się w pełni przywrócić dawnej rangi tej sceny. Nie sprzyjał mu też czas, w którym transformacja ustrojowa była ważniejsza od życia kulturalnego i w którym usychała sztuka dramaturgii. Szybko też zmieniała się teatralna publiczność; coraz więcej było widzów szukających w teatrze wytchnienia i rozrywki a nie myśli, która będzie zaprzątać im głowę przez dłuższy czas.
Koenig robił, co mógł, ale nie mógł zmienić faktu, że głębsza refleksja nie jest teraz najpilniejszą potrzebą, nie mówiąc już o poznaniu prawdy o sobie i innych. Nie mógł też zmienić faktu, że miejsce Swinarskiego, Jarockiego, Wajdy, Hubnera i Lupy nie zostało zajęte w Starym Teatrze przez dorównujących im reżyserów.
Dziś, kiedy teatr w Polsce stracił na znaczeniu w życiu społecznym i politycznym i kiedy coraz mniej w nim twórców mających coś istotnego do powiedzenia, wartość teatru stworzonego w kilku wymiarach przez Jerzego Koeniga wzrasta niepomiernie. Pozostanie po nim nie tylko tęsknota do teatru uczciwego intelektualnie, szukającego mądrości, ale i świadomość, że taki teatr jest możliwy.
Autorem tego artykułu jest nowy gość 'Blogu moich blogów”: –
Andrzej Józef Dąbrowski – reżyser teatralny, dziennikarz, krytyk, publicysta czasopism polskich w Stanach Zjednoczonych m. in. nowojorskiego „Nowego Dziennika” i jego tygodniowego dodatku „Przegladu Polskiego” oraz tygodnika „Kurier Plus” (Greenpoint, New York). Witamy i czytamy.