Mateusz Wyrwich – Wróg cię kusi coca colą
Kiedy skończył się
waleczny czas zaangażowanej twórczości pokolenia lat
stalinowskich, "sztuka" zległa w hrabiowskiej chlewni
na terenie zespołu pałacowego Zamoyskich w Kozłówce.
Tam właśnie na początku lat sześćdziesiątych
ubiegłego wieku utworzono specjalny dla niej magazyn, by po
latach z części eksponatów powstała Galeria
Socrealizmu. Do dziś ma ona swoich zwolenników, jak i
przeciwników. Nie budzi jednak rewolucyjnych emocji.
Twórczość,
niegdyś wykonywana na zamówienie komunistycznych
dygnitarzy, eksplodowała setkami tysięcy gipsowych popiersi
Leninów i Stalinów. Dziesiątkami tysięcy
Bierutów. Wizerunkami sowieckiego obywatela Rokossowskiego
zwanego marszałkiem Polski. Namalowanych cegieł na obrazach
bywało więcej, niż tych, z których budowano
domy. Przez setki malowideł przewinęły się
traktory, maszyny rolnicze. Kilkaset czołgów, kilka
dywizji wojska, setki koni. Sierpy i młoty zyskały miano
twórczego symbolu. Dziś te propagandowe produkty
plastyczne spoczywają głównie w piwnicach, na
strychach, czy na śmietnikach.
Sztuka socrealizmu musiała być zaangażowana.
Agitująca, komunikatywna. Przede wszystkim zaś –
propagująca. Według wzorów nakreślonych, jak
wszystko inne, w Moskwie. Pokazywana od początku lat
pięćdziesiątych na rokrocznych wystawach plastyki
miała inspirować niezaangażowanych. Zamawiana, od
komitetów powiatowych PZPR aż po Komitet Centralny, miała
świadczyć, że z komunistami jest nie tylko lud. Również
i "jego inna odmiana, artysta" – jak mawiał
Cyrankiewicz. Sztuka socrealizmu eksponowana w fabrykach i
świetlicach musiała pokazywać wielkość
komunizmu i jego przywódców. Częstokroć
absurdalnie śmieszna. Innym razem groźna. Identyczna z
hitlerowskim kanonem "sztuki" zdobywców i
panujących.
W latach sześćdziesiątych
do Pałacu Zamoyskich w Kozłówce, magazynów
Ministerstwa Kultury i Sztuki, powoli zwożono "sztukę".
Sztuka po sztuce. Kończyły się czasy Stalinów i
Bierutów. Z muzeów wyrzucano ten typ propagandy. Po
latach w Kozłówce Andrzej Wajda znalazł swoich
bohaterów do jednej ze scen filmu "Człowiek z
marmuru". Po emisji filmu, dziennikarze zainteresowali się
socrealizmem. Do 1989 roku, dyrekcji
muzeum nie pozwalano jednak
eksponować "dzieł". Dopiero na początku lat
dziewięćdziesiątych autorzy pomysłu ekspozycji
twórczości lat pięćdziesiątych, Krzysztof
Kornacki i Jacek Szczepaniak otworzyli wystawę – Oddech Stalina.
Obywatelu, czy wykonałeś
już plan sześcioletni ?
Białe ściany mocno
kontrastują z czerwonym, czarnym i brunatnym kolorem obrazów.
Spajają się z bielą marmurowych i gipsowych rzeźb.
Bohomazów namalowanych ręką propagandysty,
nieudacznika. Artysty niejednokrotnie uległego wobec
zleceniodawcy. Propagandówki pozbawione wyrazu. Bezmyślne.
Puste. Nachalne. Muzyka socrealistycznych kompozytorów
dopełnia grozy – sztuka w służbie totalitaryzmu. Na
czerwonym transparencie hasła pytają: "Coś ty
zrobił dla planu sześcioletniego ?". I naganiają:
"Naprzód do walki o plan sześcioletni !" Inne
ostrzegają: „Nie daj się skusić imperialistyczną
coca-colą”, "Uważaj wróg
czuwa".
Kolejne deklarują: "W odpowiedzi na atomy budujemy nowe
domy".
– W naszych magazynach zostało
nieco prac z czasów hitlerowskich. Na prowadzonych w Galerii
lekcjach historii pokazywaliśmy kartony z projektami dekoracji
berlińskiego ratusza, wykonanymi w 1937 roku – mówi Jacek
Szczepaniak, kustosz Galerii – Te projekty są niemal takie same,
jak prace stalinowskie. Obrazy z pochodów są bardzo
podobne do nazistowskich. Tylko u komunistów na przykład
zamiast swastyk malowanych na werblach, eksponowano czerwony kolor.
Podczas lekcji robimy też zagadki. Czytamy wyimki ze Stalina i
Hitlera. Okazuje się, że dla młodzieży są
one nie do odróżnienia. I tu dopiero widać
identyczność totalitaryzmów.
Przodownicy na paletę
Według propagandystów
sztuki pod pędzle i dłuto najlepiej nadawali się
"budowniczowie" ideologii: Lenin, Stalin, Bierut, Berman,
Zawadzki, Rokossowski. Przodowników pracy niewielu trafiało
do muzeów w latach pięćdziesiątych, choć
komunistyczna propaganda zapowiadała "eksponowanie
rewolucyjnych przykładów pracy". Trafiali natomiast
do mas kuci w rzeźbach, przenoszeni na plakaty, obrazy a nawet
pocztówki "sztandarowi" przodownicy pracy – Bugdoł,
Sołdek. Pstrowski z hasłem: "Kto wyrąbie więcej
niż ja". Ten ostatni wyrąbał niewiele, bo zmarł
z wycieńczenia w niecały rok po podjęciu zobowiązania.
Zobowiązania górnika Wincentego Pstrowskiego
były
natchnieniem dla wielu wierszokletów i autorów
powieści. Pstrowski otrzymywał medale za naganianie do
wycieńczającej pracy w maksymalnie zagrożonych
kopalniach. Bożyszcze salonów władzy, znienawidzony
przez górników dorobił się krążącej
po dziś dzień anegdoty: "Tu leży Pstrowski ubogi,
który wyciągnął normę i nogi. Pozostawił
po sobie trzech wołów, braci Bugdołów”.
Również przodowników pracy. Dla totalitaryzmu
ważny był ich czyn, a nie oni sami.
Cegła i kielnia –
romantyzm epoki
Obraz Erwina Czerwenki,
zatytułowany Nowa Huta. Tło – wielka budowa, na pierwszym
planie kilku murarzy. Jeden z nich trzyma cegłę. Podpis pod
obrazem: "Czyny, które budują pokój – 66
tysięcy cegieł w ciągu ośmiu godzin. W dniu 26
bieżącego miesiąca junacy 51 brygady ochotniczego ZMP
dokonali wyczynu murarskiego kładąc w ciągu ośmiu
godzin pracy 66 323
tysiące cegły. Zespół w
składzie dwóch murarzy; Piotra Ożańskiego i
Stanisława Szczygło przy pomocy 10 podręcznych i
siedemnastu pomocników dokonał tego wyczynu, celem
uczczenia 33 rocznicy wielkiej Rewolucji Październikowej".
Jeden z bohaterów
obrazu, Piotr Ożański*), wajdowski "Birkut", był
w latach pięćdziesiątych murarzem przodownikiem
bijącym rekordy. Zapraszany na spotkania w świetlicach,
szkołach, uniwersytetach, komunistycznych salonach, stał
się z czasem już tylko postacią z transparentu.
Częściej sięgającym po wódkę, niż
kielnię. To właśnie jego fragment życiorysu
posłużył Ściborowi – Rylskiemu do napisania
scenariusza "Człowieka z marmuru".
Wieś, kobieta, oświata,
miłość
Socrealistyczny chłop, bez
względu na to czy był za władzą, czy przeciwko
niej zawsze miał na obrazach sumiaste wąsy. Chłopa
niesprzyjającego nowej władzy, kułaka, "doktryna"
malowała z wampirzą twarzą. Zwykle w surducie ze złotą
dewizką. Siedział w karczmie i obżerał się
kiełbasami, popijając je wódką. Inny kułak,
malowany przez Ignacego Witza , zagarniał zwykle dolary, należne
sierotkom, do wielkich worów. Kułak obowiązkowo
występuje z wyszczerbioną szczęką. Jego
przeciwieństwem jest socjalistyczny chłop. Nie w karczmie,
ale w świetlicy. Szczękę ma zadbaną i pije, żeby
nie było wątpliwości, oranżadę. Jest
uśmiechnięty i rozmawia z kolegami. Zapewne o
elektryfikacji wsi.
Płótno z
namalowanymi trzema traktorami w ciasnej zagrodzie autor zatytułował:
"Budujemy wieś traktorów". Inny posadził w
strojach ludowych w wiejskiej chacie chłopską rodzinę
i opatrzył swoje "dzieło" napisem: "Wieś
zradiofonizowana". Kołchoźnik jednak ledwie można
dojrzeć u sufitu. Inny malarz, propagując oświatę
wyposażył młodego pastucha w książkę.
Za tło posłużyła mu Nowa Huta „wypluwająca”
tony dymu. Jan Czerwin – Sokołowski, propagując
komunistyczną emancypację kobiet, posadził
naprędce
zgromadzone dziewczyny na nowe Ursusy. Czyste kombinezony. Trawa
nietknięta kołem. Dobrze też wyglądały na
obrazach, świniarki z rolniczej spółdzielni. Jedna z
nich, młoda w stroju ludowym z uśmiechem wlewa karmę
do koryta. Dla pełnego, socjalistycznego szczęścia,
świnia też się uśmiecha. Sterylna czystość
tchnie z olejnego obrazu.
A po pracy wieś słucha
wykładów. Z marksizmu. Spogląda na portrety. Lenina.
Czas wolny spędza na czytaniu wierszy. Żeby nie było
wątpliwości, co czyta lud czyta, autor zatytułował
swe dzieło: "Czytanie Broniewskiego".
Nie było też źle
w mieście. Młodziutkie dziewczęta, na obrazie
Stanisławy Gajewskiej, maszerowały uśmiechnięte
po ulicach w biało-czerwonych strojach. Szkolne dzieci na obrazie
Franciszka Hajduka w tym
czasie skandowały: "My chcemy
pokoju". Inne w jaskrawo – czerwonych chustach oglądały
reprodukcje. Chusty należały do radzieckich pionierów.
Ryszard Siennicki propagował natomiast "stalinowski plan
przeobrażania przyrody". Na jego obrazie widać nie
tylko dwóch aktywistów, ale i mapę Sowietów
z wykresami kolejnych osiągnięć pięciolatki
"wielkiego brata".
Artyści socrealizmu nie
mieli wielu modeli do naśladowania. Na obrazach pokazujących
pracę w mieście model kielni obowiązywał zawsze
ten sam – radziecki. Identyczny model miała cegła. Kolor –
czerwony. Zmieniały się tylko rusztowania. Zależało
to od wielkości zabudowań i priorytetów budowy.
Socjalistyczny człowiek
nie żył tylko pracą – w pracy. Aleksander Stefanowski
w swym dziele "Na rusztowaniu" wyeksponował czyste
mury. Czyste rusztowania. Ją i jego. Nieco zażenowanych. W
kombinezonach prosto od krawca. On i Ona. Trzymają się
nieśmiało za ręce. Wpatrzeni w przyszłość
z wysokości rusztowania. Natchnieni. Emanują
socjalistycznym erotyzmem.
A na to wszystko patrzyli
towarzysze
Artyści portretując,
czy rzeźbiąc postaci klasyków marksizmu zdradzali
też swoje bardziej wysublimowane gusta. Od czasu do czasu
korzystali z klasyków burżuazyjnych, pędzla czy
dłuta. Niektóre "dzieła" zdradzają
nawet tendencje rewizjonistyczne. Nie przeszkadzało to klasykom
komunizmu – Bierutowi, Zawadzkiemu, Cyrankiewiczowi, Rokossowskiemu.
Mamy więc "Młodego Bieruta wśród
robotników", "napędzlowanego" w stylu
sakralnym przez Alfreda Lenicę. Do sakralnej poetyki nawiązała
też Alina Szapocznikow rzeźbiąc kolejny wizerunek
Stalina. Inny malarz, równie nie proletariacko, "ujął"
swojego Bieruta. W fotelu i pozie, nawiązujących do epoki
Ludwika XV. W konwencji grottgerowskiej został upozowany
"Dzierżyński w więzieniu". Siedzi pod ścianą
w półzgięciu, w koszuli z szerokim kołnierzem i
bufiastymi rękawami. Przez kraty wpadają trzy świetlne
promienie. Portret Rokossowskiego natomiast ustylizowany został
na lata dwudzieste – nawiązujący do wizerunków
marszałka Piłsudskiego.
Oddech Stalina
Galeria socrealistycznej
"sztuki” jest ostatnim punktem zwiedzania zabytkowego
zespołu pałacowego w Kozłówce. Jedni wchodzą
do Galerii, inni, spluwając, idą do bramy. W ubiegłym
roku siedzibę Zamoyskich odwiedziło blisko 150 tysięcy
turystów. Trzy czwarte również Galerię. Na co
dzień jest w niej prezentowanych koło trzystu prac, spośród
tysiąca pięciuset
– Niektórzy nam zarzucają, że
lansujemy socrealizm. A to wielkie nieporozumienie – zapewnia Jacek
Szczepaniak – Chcemy tylko pokazać, jaka kultura miała
nami zawładnąć. Galeria jest przestrogą przed
zagrożeniem, jaki niósł totalitaryzm. Ustrój,
który mógł zagrozić dziedzictwu kultury
europejskiej.
– W 1990 roku zrobiliśmy
wystawę "Oddech Stalina", pod presją
dziennikarzy, którzy idąc tropem Człowieka z
marmuru, ciągle chcieli pisać o socrealizmie. Wystawa
miała trwać trzy miesiące, ale zainteresowanie pod
wpływem prasy nie słabło – mówi dyrektor Muzeum
Zamoyskich w Kozłówce, Krzysztof Kornacki – I tak
Stalinem oddychaliśmy przez trzy lata Po przywiezieniu pomnika
Bieruta z Lublina działacze z Solidarności RI nazwali
Kozłówkę "Bierutówką". W
miejsce kierunkowskazów – Kozłówka 2 km, pojawiły
się inne – Bierutówka 2 km. Do Ministerstwa Kulury i
Sztuki, również władz lokalnych słano listy
protestacyjne. Pisano, że Galeria socrealizmu "hańbi
naszą lubelską ziemię".
– Po latach istnienia Galerii
mogę powiedzieć, że ci z poglądami prawicowymi
pozytywnie oceniają naszą wystawę. Mówią
"dobrze, że nowe pokolenia mogą zobaczyć, jak
było w komunizmie" – podkreśla kustosz Jacek
Szczepaniak. – Ci z lewicy natomiast mają do nas pretensję,
że naśmiewamy się z ich dorobku. Ale tu nie ma tu
żadnych ideologicznych komentarzy, poza tymi, które
zamieścili sami autorzy prac.
Mocny szok –
Wyraz
emocji można również znaleźć w księdze
pamiątkowej. Księga nie pęcznieje. Przez dziesięć
lat wystawy w Galerii ledwie kilkaset wpisów. Wcale nierzadko
opatrzonych infantylnymi, lub wręcz wulgarnymi, komentarzami
uczniów szkoły podstawowej. Wpisy czterdziestolatków
i emerytów są niekiedy wyrazem tęsknoty za
komunizmem i kultem jednostki. Takie wyznania są jednak rzadkie.
Na ogół wyrażane jest oburzenie, że twórcy
ekspozycji "prześmiewczo" potraktowali "wielkich
Polaków i Wielki Naród Radziecki". Piszą
więc: "To były czasy prawdziwej sprawiedliwości
społecznej". "Teraz wszyscy z 40 milionów
polaków, małych patrzy na
zbezczeszczenie pamięci
zbiorowej i indywidualnej żołnierzy radzieckich i polskich
komunistów. Bez wątpienia pogardza się historią
wspaniałą, wspaniałych narodów i narodu co
stworzył jedną religią, nową" – Casimir
Samborski, Francja.* "Gdyby nie socjalizm nie byłoby Polaka
w kosmosie". "Bardzo dobry sposób na zrobienie
wielkich, brudnych, kapitalistycznych pieniędzy na czystej i
nieskazitelnej ideowo sztuce". "Ta wystawa udowadnia, że
socrealizm miał swoje wielkie dzieła"
Inni dziękują Bogu,
że czas ten przeminął. "Oby nie wróciło
[to co było] pod żadnym szyldem". "Śmiać
się i płakać ! To nasza młodość. Oby
młode pokolenia już nigdy tego nie przeżyły".
"Jak to dobrze, że jest to zebrane na jednym kawałku
ziemi, a nie zaśmieca całego kraju". "Szczęśliwi,
dla których czasy socrealizmu to tylko historia, kiedy to
ludzie Kainom swoim musieli wznosić pomniki". "Znakomitym
uzupełnieniem wielkiej sztuki socrealistycznej byłyby tomy
wierszy Wisławy Szymborskiej poświęcone Stalinowi.
Późniejszej noblistki". "Najbardziej podobał
mi się Dzierżyński w więzieniu – kto go wypuścił
?". "Wystawa, jak wehikuł czasu przenosi w świat,
który z dzisiejszej perspektywy wydaje się po prostu
nierealny. Gdy w 1989 kończył się tzw. realny
socjalizm miałem dwadzieścia lat. To mój życiowy
fart, że w życie dojrzałe wszedłem, jako świadek
agonii tamtego systemu – tym bardziej doceniam dzisiejszą
Polskę. Żal mi tylko moich dziadków i rodziców,
którzy trafili na Hitlera, potem na Stalina". – Leszek
P., Toruń.
Mateusz Wyrwich
Od wydawcy:
Taka ciekawostka – Piotr Ożański był wujkiem Aleksandra Szczygły, ministra obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Oto, co o tym przodowniku pracy mówił siostrzeniec, a co zostało zanotowane przez Sławomira Sowulę, dziennikarza "Gazety Wyborczej" w artykule pt. "Jestem siostrzeńcem człowieka z marmuru":
Ojciec Aleksandra trafił na Warmię spod Wilna. Matka – spod Jarosławia.
Rodzice jako jedyni we wsi prenumerowali gazetę. W 1950 – jeszcze
bezdzietni – spakowali walizki i wyjechali budować Nową Hutę
–
Ściągnął ich mój wuj Piotr Ożański, brat mamy. To był murarz,
legendarny przodownik pracy. Pierwowzór Człowieka z Marmuru. U Wajdy są
fragmenty kroniki filmowej, na których widać wuja z szarfą "300 procent
normy" na piersiach.
Do filmu trafiła też scena oparta na
autentycznym wydarzeniu opisanym w "Kronikach Nowej Huty": "Dla
uczczenia 33. Rocznicy Rewolucji Październikowej zespół murarski ZMP
Piotra Ożańskiego i Stanisława Szczygło postanowił pobić swój
dotychczasowy rekord. Zespół postanowił ułożyć w ciągu 8 godzin około
50 tysięcy cegieł. Poprzedni, lipcowy rekord wynosił 34 tysiące cegieł.
O godz. 8 rano, w upalnym słońcu, zespół rozpoczął pracę (…). Ku
podziwowi kolegów brygada Ożańskiego rozwinęła tak wielkie tempo, że
mury rosły wprost w oczach. I właśnie w momencie największego nasilenia
pracy wydarzył się wypadek, który mógł zniweczyć ambitny plan
ZMP-owców. Nikt nie zauważył, że jakaś zbrodnicza ręka podłożyła
brygadziście rozpaloną cegłę. Nietrudno to przyszło, bo obok paliło się
ognisko, przy którym robotnicy podgrzewali lepik do izolacji. Ożański w
ostatniej chwili cofnął rękę".
Opowieść o spisku przeciwko
rodzinnej brygadzie przodowników stała się u Szczygłów legendą
opowiadaną przy okazji kolejnych imienin, chrztów czy ślubów.
–
W rzeczywistości wuj nie cofnął ręki, poparzył się. Tak jak było w
"Człowieku z marmuru" – mówi Szczygło. – A ojciec Hutę zbudował i
chciał iść dalej. Rozpoczął studia na Politechnice Śląskiej. Pamiętam
legitymację studencką z napisem Stalinogród. Ale studiów nie skończył.
Po dwóch latach wrócił do Studnicy, bo nie było komu gospodarki
obrabiać.