Nasi polityczni narcotraficantes
Koszmarny mafioso i handlarz narkotykami (narcotraficante) Pablo Escobar Gaviria był postrachem uczciwych i szlachetnych, ale równocześnie był dobrodziejem biedaków w Medellin, którym wybudował za własne krwawo zdobyte pieniądze skromną, ale jednak dzielnice mieszkaniową. Znaczący, wysokiej rangi policjanci i dzielni dziennikarze byli zabijani przez siepaczy patrona Escobara. „Si patron”, to jedyna odpowiedź na rozkaz likwidacji kolejnego odważnego przeciwnika narkotykowej mafii, kartelu z Medellin.
Oprócz niezbyt skutecznych choć solidnych działań policyjnych zwolennicy oczyszczenia kraju z bandytów i morderców znali tylko jedno właściwe rozwiązanie. Ponieważ cały strumień kokainy szedł do USA, Amerykanie byli żywo zainteresowani sądzeniem przestępców u siebie. Wystarczyło więc podpisać traktat ekstradycyjny miedzy Kolumbią a Stanami Zjednoczonymi, ująć zbrodniarzy i posłać ciupasem do gringos.
Nic dziwnego, że Escobar i jego kompani prowadzili intensywną akcję przeciwko powyższemu pomysłowi, głosząc hasło: „wolę grób w Kolumbii niż celę w USA”. Walka między zwolennikami, a przeciwnikami traktatu pochłonęła wiele ofiar. Szlachetni przeciwko mafii, patrioci kolumbijscy przeciwko dyktatowi zabójców niewinnych ludzi. Znamy taką alternatywę faktyczną i moralną? Znamy!
Jak myślicie, kto był prawdziwym wzorem postępu, niezależności Kolumbii od wstrętnych imperialistycznych gringos (lepszy grób w ojczyźnie itede…)? Kto nazywał siebie ruchem patriotycznym, działającym na rzecz wzrostu bogactwa i dobrobytu ludu Republiki Kolumbii? Kto walczył o demokracje i wolność słowa w permanentnej, miażdżącej krytyce traktatu ekstradycyjnego? Kto wreszcie bronił Ojczyzny przed wrogami z policji, z tropiącego ich wymiaru sprawiedliwości?
Wiadomo, kartel z Medellin czyli mafia, jedyna siła postępu i zamożności powszechnej. Reszta to wrogowie porządku publicznego, wybrani w demokratycznych wyborach przez wrogie mafii elementy. Reszta to naiwni ludzie, nie ufający w czystość intencji narcotraficantes, łudzący się jakimiś mrzonkami o uczciwości i przejrzystości demokratycznie wybranej władzy i mający nienawistny stosunek osobiście do Pablo Escobara, dobrodzieja prostego ludu i zakochanego w Kolumbii jej obywatela.
Zabijał cudzymi rękami swoich przeciwników niemal seryjnie, a kiedy żona, albo matka pytały się go czy stał za owymi zbrodniami, pełen oburzenia, przysięgając na dzieci i swoją miłość do najbliższych odpowiadał, że nie i żeby go nie obrażać okrutnymi podejrzeniami, i że właśnie wszyscy widzą, iż musi zdecydowanie bronić się przed zamachami na jego wolności obywatelskie i wszelkie ludzkie prawa. On był zawsze pokrzywdzony i prześladowany przez niedemokratyczne władze, stosujące totalitarne represje wobec niego i całej mafii. Tak oto było.
Przestępcy owi przybierali nader różne nazwy swoich doraźnych akcji, będących odpowiedzią na próby władz zaprowadzenia porządku prawno – społecznego. Jako antyamerykańscy patrioci, występujący przeciw tak dla nich groźnemu traktatowi przyjęli nazwe obywatelskiego ruchu Los Extraditables. Takie efektowne i nośne propagandowo nazywanie niby obywatelskich odruchów sprawiedliwości i wolności było praktykowane podczas całej działalności kartelu narkotykowego. Oni więc narcotraficantes działali przecież przeciwko państwowej opresji. O wolności obywatelskiej mówili w udzielanych wywiadach i oświadczeniach, przesyłanych do prasy, radia i telewizji.
Bywali więc komitetem obywatelskim, komitetem obrony demokracji, bywali obrońcami wszelkich możliwych praw obywatelskich, których akurat w Kolumbii nie łamano. Ale prawda była nieistotna, istotny był efekt destabilizacji państwa. Możemy z czystym sumieniem powiedzieć, że przestępcy z Medellin prowadzili intensywną działalność antypaństwową przy użyciu kolosalnych środków finansowych, ludzkich i sprzętowych. Przede wszystkim mieli pieniądze i było doskonale wiadomo skąd.
„Mamy gówniany, skorumpowany rząd, nie szanujący praw obywateli – skwitował Pablo Escobar Gaviria jedną, nareszcie udana ekstradycję narkotykowego barona do USA. I – tak, słowo daję – zrobili pucz, zajmując jakimś terrorystycznym chwytem budynek Sądu Najwyższego w Bogocie i go okupowali. No proszę jacy maładcy…
Czy nie wydaje się Wam, że my również mamy taki jakiś nielegalny rząd w Polsce, który niesłychanie wprost przeszkadza samorodnym ruchom obywatelskim, czarnym procesjom, kobietom, mężczyznom, oficerom UB, SB, byłych woskowych sił specjalnych, zorganizowanym i finansowanym z nieznanych źródeł, komisjom, komitetom, kilkudziesięcio-osobowym demonstracjom o niezwykle dętych hasłach i innym świetnie zorganizowanym szmondakom, którzy nawet nie rozumieją głoszonych haseł. Rząd wybrany w demokratycznych wyborach przeszkadza mafii, w przeszłości i teraz dobrze opłacanym handlarzom stanowisk, synekur, politycznych układów, a więc mafii, której grozi całkowite odebranie koryta.
Nasi narcotraficantes handlują truciznami kłamstwa, manipulacji i to za duże pieniądze. Zawsze tak robili. A teraz kiedy może być krucho, to się okropnie jeżą, klną, grożą, plują, strzykają jadem oraz bardzo, bardzo nieładnie pachną.
Gdyby POpuliści, czy też odłam Petrygo byli proobywatelowi, temu bezradnemu Polakowi… nawet a może często… patriocie… miałby Jaro problem i nie sądzę, by te ostatnie wybory, w tym PAD, wygrali.
Gdyby, gdyby… tyle że mafioso narkotykowy był wśród swoich a oni go PRZYJĘLI. Nasi bogowie mieli za zadanie sprzedać całość, opowiadając jak to będzie dobrze, jak dostaniemy paszporty, bez wizy pojedziemy gdzie będziemy chcieli, kupili co chcieli itd; a że za trzydzieści lat nie było by śladu po Polsce (samodzielnej, niezależnej, suwerennej itd, a Polacy niewolnicy w w gospodarce Niemiec i trochę Francji. ps. W latach 1982-1985 pracowałem w KChEP w Gdańsku jako asystent dyrektora charytatywnego, przy Kurii Gdańskiej (za Kaczmarka i euroentuzjasty Tadzia Gocłowskiego, całkiem swego czasu dobrego kolegi! Odpowiadałem za m.inn. magazyny; rozładunek i załadunek wykonywali pracownicy Politechniki i Uniwersytetu. Dwa razy był nijaki Tusk. który… jak się przy drugim pobycie okazało – na moja uwagę… co ten człowiek tu robi, z kim przyszedł itp, czyli małe dochodzenie, nikt sie do niego z tzw kontaktów nie przyznał. Robiłem to dyskretnie, po czym mając raczej pewność, że jest to czyjaś wtyka, a na pewno niesprawdzony gostek, podziękowałem mu, i gdyby nie takież samo stanowisko kilku ( w tym przyszłego wiceministra pracy w desancie gdańskim). Wstawił się za nim Piotr Nowina Konopko, który pracował w tym czasie z Pallotynami, a przez mój układ przechodziły materiały drukarskie po które oni przyjeżdżali; w czasie jednej z wizyt zapytał… dlaczego pognałem Donalda… przecież to nasz człowiek.
Mógłbym przypominać sobie szczegóły, ludzi… tylko… po co?
dziekuje za koment. Warto chyba spokojnie usiąść i spisac takie i inne wspomnienia. Z nich można ułożyć ciekawe obrazy przeszłosci wazne dla teraźniejszości. Namawiam i pozdrawiam.