Piotr Wójcicki – Długa Rozmowa
Witryna konserwatywna
Like
Like
Tweet
Tweet
+1
+1
youtube
youtube
RSS
RSS

Andrzej J. Dąbrowski o Grzesiu E.

Pisze Andrzej J. Dąbrowski nasz człowiek w Nowym Jorku, reżyser teatralny i publicysta pism polonijnych:

a_j_dabrowski

Andrzej J. Dąbrowski

Dosłownie przed chwilą dowiedziałem się o śmierci Grzegorza Eberhardta, dziennikarza związanego w stanie wojennym z „Tygodnikiem Wojennym” i „Przeglądem Wiadomości Agencyjnych”, podziemnego drukarza, literata i autora wspaniałej monografii o Józefie Mackiewiczu – „Pisarz dla dorosłych”. Wciąż uzupełniana, doczekała się w krótkim czasie aż trzech wydań. Ostatnio zbierał materiały do książki o Stefanie Korbońskim. Później chciał zając się osobą Stanisława Szukalskiego, wybitnego rzeźbiarza tworzącego w Ameryce.  Wiosną ukazały się jego rozważania o sprawach i ludziach zebrane w tomie „Świat  jednak jest normalny”. Poznałem go w stanie wojennym jako drukarza wydawnictw podziemnych pracującego w tandemie ze śp. Norbertem Pietrzakiem. Po śmierci Norberta wydrukowaliśmy razem kilka książek w moim mieszkaniu przy ul. Wiejskiej, co nas do siebie zbliżyło. To do niego i do Majki Ślaskiej, jego ówczesnej narzeczonej a późniejszej żony, przyleciałem do Nowego Jorku. To oni zadbali, abym w tym mieście miał dach nad głową, strawę i pracę. Oboje są ważnym rozdziałem mojego solidarnościowego życia. Po powrocie do Kraju, Grzegorz publikował w ”Tygodniku Solidarność”, „Rzeczpospolitej”, „Najwyższym Czasie” i „Gazecie Polskiej”. Kilka jego artykułów ukazało się w prowadzonym przeze mnie dwutygodniku „Głos”.  Przed dwoma laty w „Kurierze Plus” odbyła się promocja jego księgi o Mackiewiczu. Przyszło  na nią wielu czytelników. Ostatnio oddaliśmy się od siebie z powodów, nazwijmy to – ideologicznych. W jego oczach nie byłem dostatecznie prawicowo-narodowo-fundamentalistyczny. Inaczej też postrzegaliśmy pewne nowojorskie zaszłości. Praca, którą wykonał Grzegorz badając wiele spraw jest nie do przecenienia, podobnie jak i wiele jego spostrzeżeń.

Bohdan Kos, Grzesio Eberhardt i moja kochana Ola

Bohdan Kos, Grzesio Eberhardt i moja kochana Ola

 

 

Grzegorz Eberhardt – Orłosiowi odpowiadam

 

IMG_0085

Grzegorz Eberhardt

Grzegorz Eberhardt, autor znakomitej książki (obszerna recenzja z tej monumentalnej pracy, autorstwa Krzysztofa Masłonia)  „Józef Mackiewicz. Pisarz dla dorosłych” napisał tekst, polemizując z artykułem Kazimierza Orłosia, zamieszczonym w „Rzeczpospolitej”. Niestety, redakcja tego dziennika odmówiła mu zamieszczenia polemiki.

Oto ten tekst:


Faktycznie, zagubione proporcje



W odpowiedzi na artykuł Kazimierza Orłosia „Zagubione proporcje”, zamieszczony w „Plus-Minus” z dnia 22-23.08.2009 r.:

Kazimierz Orłoś ma rację stwierdzając, iż w Polsce nastąpiło zachwianie proporcji w ocenie zachowań, działań ludzkich z okresu PRL. Tak, stało się źle, bardzo źle! Ale czy to ma oznaczać rezygnację z prób nazywania dobra dobrem a zła złem…? To, że wysocy funkcjonariusze „organów” chodzą na wolności, a wielu dawnych

działaczy „Solidarności” ma głodowe emerytury, nie oznacza, iż nie można poddawać krytyce np. życiorysu Cata Stanisława Mackiewicza. Zwłaszcza, gdy pisze się książkę poświęconą jego bratu, Józefowi Mackiewiczowi.

180px-Kazimierz_Orlos

Kazimierz Orłoś

Generalnie, Cat – o czym w swoim „Pisarzu dla dorosłych. Opowieść o Józefie Mackiewiczu”, bardzo konkretnie piszę – był jednym z istotniejszych sprawców rozwoju twórczego swego młodszego brata. Atmosfera intelektualna, twórcza stwarzana przez Cata w redakcji „Słowa” wileńskiego, była najwłaściwszą uczelnią dla zaistnienia, sformatyzowania przyszłego autora „Kontry”, czy „Nie trzeba głośno mówić”. Tego najważniejszego – moim zdaniem – polskiego publicysty, pisarza XX wieku. I takim był Cat przez wiele, wiele lat. Gdzieś do końca lat 40., gdy to zaczęła się jego najsmutniejsza część życia, po latach nazwana przez Józefa „drogą wielkiego ześlizgu”. Młodszy brat już w roku 1949 domyślał się dwuznaczności układów, w jakie zaczął wtedy wchodzić Stanisław. Józef zerwał z nim wszelkie kontakty (łącznie z nie rozpoznawaniem przy przypadkowych spotkaniach). Kończąc wątek braterstwa, stwierdzę, iż niewątpliwie czynem absolutnie nieodpowiedzialnym wobec głównego bohatera mojej książki, Józefa, byłoby przemilczenie przeze mnie faktów dotyczących postępków, zachowań jego starszego brata. Faktów, od kilku lat powszechnie znanych.


I tak też uczyniłem; domysły Józefa uzupełniłem wiedzą – wbrew sugestiom Orłosia – nie pobieraną z archiwum IPN, a z publikacji, które w ostatnich latach ukazywały się na łamach dzienników, tygodników, czy też w książkach. Publikacje te – co chyba jest ważne – w chwili swego zaistnienia nie spotkały się z niczyim protestem, próbą sprostowania itd., itp.. Powtórzę więc; w swym „Pisarzu dla dorosłych”  jedynie cytowałem powszechnie już znane materiały.


Józef Mackiewicz

Józef Mackiewicz

Jednym z zarzutów wysuwanych pod moim adresem przez Orłosia, jest sugerowanie jakoby, przy pisaniu książki, zabrakło mi… empatii. Inaczej mówiąc, mam być osobą nie potrafiącą ocenić, ani dostrzec, stanów emocjonalnych innych osób. Czytelnik nie ma wątpliwości, iż chodzi tu o rodzinę Cata Mackiewicza; także i jego wnuki, prawnuki. Po raz kolejny muszę mu przyznać rację! Faktycznie, nie myślałem o tego rodzaju skutkach emocjonalnych swej książki. Nie przewidziałem ich, i ani myślałem, aby przewidywać! Gdybym przewidywał, pisałbym nie książkę a wypracowanie szkolne, góra na trzy strony. Bo przecież, dlaczego to miałbym dbać jedynie o dobre samopoczucie rodziny Stanisława Mackiewicza, a nie dbać już np. o kondycję psychiczną, powiedzmy, rodziny Nowaka-Jeziorańskiego, Korbońskiego i dziesiątków innych, ważnych dla naszej historii postaci, a którym również odważyłem się postawić kilka pytań, wyrazić czasem niepokój. Po tych ludziach także, zapewne, pozostały wnuki, prawnuki itd. itp. Złośliwie komentując ów zarzut autora „Cudownej meliny”, mógłbym stwierdzić, iż posunął się on do próby uprawiania tzw. prywaty, wyraźnie dbając jedynie o interes najbliższych sobie osób! I już całkiem na serio zaproponuję czytelnikom wizję naszej publicystyki, literatury, w której nie będzie można – aby nie obrażać (?) żyjących potomków – pisać krytycznie o czynach ważnych dla Polski postaci… Na szczęście, daleko nam do takiej kondycji. Chyba, daleko…


Następnym zarzutem jest stwierdzenie, iż swe oskarżenie wywodzę pomimo braku w archiwach jakiegokolwiek dokumentu podpisanego przez Cata… Tak, Cat nie pisał osobiście donosów, wszak, na prośbę funkcjonariusza z reżymowej ambasady, mówił wolno i wyraźnie, tak aby tamten miał czas na czynienie notatek (piszę o tym w książce). Na skutek tych informacji ubecja/esbecja miała doskonały wgląd w kulisy życia emigracji, także i w intrygi. Cat przekazywał też konkretną wiedzę o konkretnych ludziach A przecież zdawał sobie sprawę z kim rozmawia. Wiedział, iż w tym przypadku nie ma bezpiecznych rozmów.


Pozwolę tu sobie zacytować opinię Jana Nowaka-Jeziorańskiego, postaci, z którego zdaniem częściej się nie zgadzam aniżeli zgadzam, w tym przypadku jednak jego słowa w pełni popieram. I tak, b. szef polskiej sekcji RWE, omawiając kontakty red. Trościanki z władzami reżymowymi, stwierdzał: Bez względu na to, że wzbraniał się przed podpisaniem formalnego zobowiązania, był agentem tego reżimu, skoro podjął współpracę i pomagał osłabiać Wolną Europę’ (…) Trudno mi to nazwać inaczej niż zdradą.” („Rzeczpospolita”, nr 220, 2004 r.)


Orłoś stawia mi zarzut o nazywanie Cata: „agentem”, który „kolaborował z Polską Ludową” oraz „walczył przeciw CIA ramię w ramię z KGB”. Tu mogę jedynie stwierdzić, iż autor „Zagubionych proporcji”, wyrwał owe terminy z kontekstu książki, tym samym nadał im nową treść. Pewnym jest natomiast, iż agentem, zdrajcą Cata nazywało wiele osób. Szczególnie ci z roku 1956 komentujący jego wyjazd do kraju. Np. 15 czerwca rząd RP, w specjalnym oświadczeniu, stwierdzał: „Cat ustawił się w jednym szeregu dezerterów i zdrajców”. Postępek Cata zdradą nazywali członkowie Rady Rzeczypospolitej Polskiej. Adam Pragier zastanawiał się dlaczego Cat nie wrócił do kraju w 1945 a dopiero w 1956, gdyż Polskę alianci zdradzili właśnie w roku 1945 a nie 1956. Pytał Pragier: „Na co on czekał?” Zdrajcą Cata nazwał również b. minister sprawiedliwości w jego rządzie – Stanisław Lubodziecki. „Myśl Narodowa” twierdziła, iż poprzez swe kampanie antybrytyjskie czy antyamerykańskie „rozłożył emigrację wizją beznadziejności”.


A Józef Łobodowski pisał w „Syrenie” 1956 r., kpiąc z „logiki” Cata: „Zachód nas zdradził i wydał w ręce bolszewickich morderców, wobec tego należy przejść na stronę tych morderców; przywódcy emigracyjni są agentami zachodnich mocarstw, wobec tego zostańmy narzędziem agentów sowieckich”.


Orłoś powinien też pamiętać, iż Cat Mackiewicz piastował przez ponad rok (1954 – 1955) stanowisko premiera Rządu Londyńskiego, a więc – obok Prezydenta – był najważniejszą postacią emigracji. Postacią dopuszczoną do największych tajemnic tej społeczności. Stanowisko pierwszego ministra nakładało na niego obowiązki, ale i odpowiedzialność nieznaną „zwykłemu” emigrantowi, czy publicyście.


Nie wchodząc głębiej w ocenę merytoryczną tekstu autora „Cudownej meliny”, chciałbym jeszcze tylko zwrócić uwagę na jedną, ważną niedokładność; myślę, że podstawową dla tembru omawianego artykułu. Oto Orłoś (prawnik z wykształcenia), stwierdza jakoby krytykowane przez publicystów osoby były bezradne wobec zarzutów, gdyż: „mają zamknięty dostęp do archiwów IPN, na podstawie których są oskarżani”. Nie jest to faktem; ustawa z dnia 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (Dz. U. z 2007 r. Nr 63, poz. 424 z późn. zm.) oraz ustawa z dnia 18 października 2006 r. o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa z lat 1944–1990 oraz treści tych dokumentów (Dz. U. z 2007 r. Nr 63 poz. 425 z późn. zm.), informuje, iż każdy ma prawo wystąpić z wnioskiem o udostępnienie akt. Zniesiony został status pokrzywdzonego, aby uzyskać wgląd do kopii dokumentów, wystarczy złożyć wniosek. Jedynym ograniczeniem jest to, iż współpracownikom, pracownikom i funkcjonariuszom organów bezpieczeństwa państwa nie udostępnia się dokumentów wytworzonych przez nich lub powstałych przy ich udziale.


Zwracam uwagę na tę niedokładność prawną artykułu także i dlatego, że, kwestia ta, wypisana w pierwszym akapicie publikacji, niemal słowo w słowo zostaje powtórzona w finale tegoż tekstu: Wobec publicznych zarzutów pozostają bezradni: mają zamknięty dostęp do archiwów IPN, na podstawie których są oskarżani. Takie jest prawo.


Także więc i niżej podpisany pozwoli sobie powtórzyć: prawo jak najbardziej zezwala na dopuszczenie takich osób do akt IPN’owskich. Ich, lub np. p. Orłosia, gdyby chciał osobiście je ocenić, a choćby w przypadku Cata.


Grzegorz Eberhardt


[KadukInfoBanner]

[PhotoNetartForte]