Jan Pietrzak o antypolonizmie
Najlepsze są najprostsze recepty na zjawiska negatywne. I taką receptę na antypolonizm w sposób klarowny i zrozumiały funduje nam Mistrz Jan Pietrzak.
Wielu pamięta jego nadzwyczajną popularność w czasach PRL-u. Ja sam żebrałem pośród znajomych o jakieś nagrania jego monologów kabaretowych, rozprawiających się zjadliwie z komuną pod wszystkimi postaciami. Słuchałem jego głosu z rozpalonymi policzkami i czułem, że napełnia mnie nadzieja. Za tę nadzieję jestem Janowi Pietrzakowi najbardziej wdzięczny i teraz jako starszy już facet uważam, że działalność Mistrza przyczyniła się do przeżycia trudnych czasów bez jakichś katastrofalnych ubytków w duszy i mózgu.
Teraz Jan Pietrzak znalazł się w sytuacji osoby wyklętej przez „salon warszawsko-krakowski”, gdyż mówi i przekazuje słuchaczom za wiele niewygodnej prawdy i propaguje wartości nie do przyjęcia przez gigantów postępu. I jeszcze do tego mówi to w sposób prosty i klarowny, a więc – o zgrozo – jego przekaz może trafić do odbiorców. Po prostu, niebezpieczny gość.
O antypolonizmie w przytoczonym tu klipie mówi właściwie tak treściwie, że nie pozostaje właściwie nic mądrego do dodania. Dlatego od siebie dodaję komendę: „wykonać”. Posłuchać i zastosować w praktyce.
Moja naiwność rodzi powagę. Więc zupełnie poważnie: nie udało mi się dotychczas spotkać kabaretu, w którym jak tutaj, stare słowa – a bez nich każda opowieść jest emferyczna i skazana na zatracenie – stare, poniżane tyle lat słowa – ojczyzna, godność ludzka, sprawiedliwość brzmią prosto, czysto, niedwuznacznie. Mężny i wzruszający, komiczny i prawdziwy – Jan Pietrzak.
(całość recenzji – pod tym adresem na stronie Jana Pietrzaka)
I tak jest w dalszym ciągu – co talent, to talent.
Widmo nad Warszawą – naukowy antysemityzm
Było tak:
1. „Wspaniała Alina Cała” dała wywiad do Rzepy, w którym bez skrępowania popisała się rasistowską opinią, twierdząc, że wszyscy Polacy są winni zagłady 3 milionów Żydów podczas drugiej wojny światowej.
2. „Wspaniała Alina Cała” kilka dni później również w „Rzeczpospolitej” starała się „naukowo” udowodnić powyższą rasistowską tezę, co z założenia było zabiegiem absurdalnym, gdyż – jak sądzę – rasistowskiej tezy nie da się udowodnić,żadnymi argumentami i dokumentami (chyba, że się mylę (Co?! Nie słyszę! Da się jednak udowodnić – aha, no to mamy przechlapane).
3. Kilka dni później odbyła się pod Żydowskim Instytutem Historycznym (bardzo szacowną instytucją państwową) stu-osobowa demonstracja znajomych „Wspaniałej Alicji Całej”, wspierająca jej niesłychaną tezę. Ciekawe czy uczestnicy tej masówki zdają sobie sprawę, że uczestniczyli w imprezie rasistowskiej, że stanęli po mrocznej stronie granicy przyzwoitości.
4. Zgromadzeni podobno myśleli, że bronią prawa do wolności badań naukowych, ale po sponiewieraniu Cenckiewicza, Gontarczyka (bez znajomości ich dzieła) i Zyzaka wydaje mi się, że nie mieli by śmiałości tak twierdzić, gdyż wśród nich znajdowało się wiele osób inteligentny, wykształconych i kryształowo uczciwych, a przede wszystkim prawdomównych.
Przyczyna tytułowego widma nad Warszawą, widma rasistowskiej zarazy przyprawia mnie o lęk i mdłości. Taki oto jestem wrażliwy – jak większość przeciętnych Polaków (nie, nie, przepraszam – nie Polaków, ale ludzi. Ha, udało mi się wybrnąć z pojęciowego zaścianka).
Wywód „naukowy” dokumentujący proweniencję totalnego antysemityzmu Polaków, zaprezentowany przez „Wspaniałą Alinę Całą” ma bardzo ciekawą zawartość faktograficzną, rozkładającą zezwierzęconego odbiorcę nawet nie na dwie, ale na cztery łopatki.
Niewykluczone, że owa zawartość faktograficzna wygląda według Autorki tak:
1. XIX wiek.
A. Polacy, nie wiedzieć dlaczego, uzyskują jakąś drażniąco wyrazistą tożsamość narodową, chyba jedynie po to, aby wymyślić nowoczesny antysemityzm, o czym marzyli – jak wiadomo – od momentu Chrztu Polski w 966 r. Zaczynają się pastwić, wspierani przez Kościół, nad swoimi współobywatelami, a raczej cesarskimi współ-poddanymi , bowiem chcą się sprawdzić w działaniu przed założeniem takiej tam Ligi Narodowej i innych nikomu właściwie niepotrzebnych organizacji, siejących nienawiść narodową i społeczną.
B. Nasi drodzy współ-poddani w zasadzie nie robią nic godnego uwagi – ot, zwołają sobie kongres syjonistyczny w celu walki ze wzrastającym antysemityzmem, jakiś kongresik Bundu, a poza tym słuchają śpiewu ptaków, szczebiotu dzieci oraz skrzypka na dachu. Oczywiście, okropnie martwią się niebezpiecznie wzrastającym polskim antysemityzmem, ale to normalka.
2. XX wiek do 1939 r.
A. Polacy wciąż jacyś niespokojni, bez skrupułów wykorzystują I-szą wojnę światową do odzyskania niepodległości. Cwaniaczki, jedne. Założyli endecję i chadecję i się panoszą, jak zwykle z poparciem Kościoła. Bez niego to już nic nie potrafią zrobić. Cwaniaczki, a jednak niezguły.
B. Nasi drodzy współobywatele nadal martwią się polskim antysemityzmem, z powodu którego nie mogą się kształcić i dlatego nie ma wśród nich ludzi z akademickimi dyplomami. Poza tym słuchają śpiewu ptaków, skrzypka na dachu, z niekłamanym wstrętem patrzą na wschód w stronę Związku Sowieckiego, unikają pochodów pierwszo-majowych i jak ognia strzegą się zarazy komunizmu, ucieleśnionej w Komunistycznej Partii Polski. Nie chcą przeciez być agentami obcego mocarstwa, bo to nieprzyzwoicie i nielojalnie wobec kraju, którego są obywatelami.
3. II wojna światowa.
A. Rzecz niesłychana. Polacy utracili przecież Ojczyznę, ale jak to oni (zawsze coś muszą kombinować), wymyślili Państwo Podziemne. Państwo to powstało, aby wydawać, równie podziemne jak ono, gazetki nacjonalistyczne, a w gruncie rzeczy – po prostu – antysemickie. Powstały też różne bardzo niesympatyczne i awanturnicze organizacje wojskowe, wiadomo na czyją zgubę.
B. Żydzi byli mordowani przez Niemców oraz przez czytelników i wydawców gazetek Państwa Podziemnego.
4. PRL.
A. Nareszcie nastał okres spokoju, można rządzić, żyć i cieszyć się wolnością po strasznych poprzednich trzech okresach dziejów naukowego antysemityzmu. Polacy jednak nie tylko nie poczuwają się do jakiejkolwiek winy, ale jeszcze drwią z tego pojęcia nazywając tak zbrojną organizację – WiN czy jakoś tak – która sprawiła sporo kłopotu, ale jakoś się w końcu wszystkich wymordowało i spokój nastał w całym kraju nad Wisłą. Jeszcze jakiś Fieldorf podskoczył, ale to już był drobiazg. Przygniotło się butem i po robactwie. Polacy jakby przycichli, ale jakoś tak niewyraźnie wyglądali, jakby byli niezadowoleni i troszeczkę jakby zbierali się w sobie. No, ale może chodziło o zbieranie grzybów, znane polskie zajęcie ludowe. Kto ich tam wie.
B. Nasi drodzy współobywatele permanentnie niepokoili się o stan antysemityzmu w statystycznym Polaku, bo a nuż wybuchnie ten rasowy ogień i powiedzą ci nierozważni ludzie, że w UB za dużo drogich współobywateli. A co to – każdy ma prawo do swobodnego wyboru miejsca pracy. Jak będzie trzeba to zrobi się demonstracyjkę siły w obronie wolności na socjalistycznym rynku pracy.
Niejeden oficer martwił się, że Polacy mogą źle zrozumieć jego intencje i wziąć niechrześcijański odwet w chwili gorączki jaka ich czasami dopada.
5. III Rzeczpospolita.
A. Nastała wolność i demokracja, ale Polacy natworzyli kupę jakichś kanapowych partii i stowarzyszeń, a spora ich część niemile się odzywała do drogich współobywateli. Jak zwykle. A g… chłopu, nie zegarek.
Z początku Polacy czytali jedną Gazetę i niby im wystarczało, ale nagle przyszło im do kołtuniastych łbów, aby zróżnicować ofertę medialną. Powstały jakieś nowe tytuły, ale o zgrozo, pisali w nich inni autorzy, nie ci sami co w Gazecie. Przyznaję, to już już było i jest zbyt ostre przegięcie. Tak nie można, nie godzi się. Trzeba czytać i słuchać tego, co mądrzy ludzie piszą i mówią, a nie marudzić pluralistycznie.
Później Polacy poczuli, że jednak bez dostępu do wiedzy będą ciemni jak w tabaka w rogu i wymyślili Instytut Pamięci Narodowej. A co to własnej pamięci nie mają, muszą się wspierać źródłami historycznymi. Przecież wiadomo, że one, te źródła zawsze kłamią, a mądrzy ludzie mówią tylko prawdę.
I czemu niby ta wiedza ma służyć. Przecież wiadomo – utrwalaniu w narodzie antysemityzmu. A tak? No więc to jest zdecydowanie zła wiedza.
B. Nasi współ-przyjaciele (niechże teraz tak będzie) zdecydowali ostatecznie rozprawić się z lewiatanem antysemityzmu w sposób „naukowy”, rozkosznie przwrotny i jednocześnie genialnie prosty. Najważniejsza jest bowiem czysta i nieskalana struktura świata.
Uczona historyczka „Wspaniała Alina Cała” ostatecznie przyspawała wredny rasistowski syndrom antysemityzmu do absolutnie wszystkich Polaków i do każdego z osobna. Szlus i po problemie.
Zdaję sobie doskonale sprawę, że powyższy wywód w porównaniu z prostotą myśli i argumentacji Wspaniałej Aliny Całej” jest nader pokrętny i mocno skomplikowany, ale taka to już moja osobista cecha narodowa.
Zagmatwać i pozostać zwierzęcym antysemitą.
Alina Cała i ja w akcji
To było dziesięciolecie Marca’68 czyli jak łatwo obliczyć miało to miejsce w marcu 1978 r. Nie mieliśmy jeszcze trzydziestki, za to w głowach i sercach tkwiła pamięć pierwszego dorosłego doświadczenia politycznego, studenckie Wypadki Marcowe.
Nie pamiętam, czy wiedziałem jakie były w wymiarze szczegółowym doświadczenia mojej koleżanki z Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk. Natomiast ja pamiętałem doskonale mur niechęci i zbywania mnie przez funkcyjnych pracowników nader upartyjnionej Szkoły Głównej Planowania i Statystyki, którzy byli głusi na moje prośby o egzaminacyjne sprawdzenie moich umiejętności. Pamiętam też te śliskie pół-uśmiechy uciekających przed rozmową ze mną urzędników. Wyleciałem więc pierwszy raz z uczelni, a dopiero po roku dowiedziałem się kanałami zaprzyjaźnionymi, że potraktowano mnie jako Żyda, spokrewnionego z jednym z prominentnych komunistycznych dziennikarzy o tym samym nazwisku. Dziwiono się, że jeszcze mój Ojciec pracuje, a my w ogóle tu jesteśmy.
Miałem więc marcowych siepaczy w żołądku oraz zyskałem dotkliwe ostrzeżenie przed antysemityzmem na całą moją prywatną przyszłość.
Instytut Historii PAN zorganizował skromną i zupełnie nie promowaną naukową konferencję wewnętrzną na temat wydarzeń sprzed 10 lat. Przybyli tylko nieliczni, a więc zajęliśmy niewielką salę z efektownym okrągłym stołem przy którym wszyscy się zmieścili.
Wysiadłem z autobusu pod kościołem św. Anny na Krakowskim Przedmieściu i natknąłem się na Alinę Całą. Drogę na Rynek Starego Miasta do Kamienicy Książąt Mazowieckich przebyliśmy razem, rozmawiając o czekającym nas wydarzeniu.
Alina wyznała, że bulwersuje ją fakt, iż kilku pracowników naukowych Instytutu, którzy odznaczyli się paskudną gorliwością w wywalaniu swoich kolegów z pracy i demaskowaniem ich pochodzenia oraz specjalną dyspozycyjnością wobec reżymu funkcjonuje sobie w najlepsze w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku, korzystając z ochrony władzy.
I że to jest koszmar nie do przyjęcia, i że należy o tym głośno powiedzieć na forum konferencji. Całkowicie się z tym zgodziłem, padły nazwiska antypatycznych sług systemu. Nie miałem jakichkolwiek zastrzeżeń do opinii formułowanych przez Alinę, osobę sprawnie i logicznie uzasadniającą swoje sądy. Poparłem ją z całym przekonaniem.
Kiedy Alina Cała zaczęła mówić, w gronie prowadzących zebranie zaczęło coś syczeć i się skręcać. Niektórzy zaczęli się nerwowo oglądać na boki i kręcić na wygodnych przecież krzesłach. Słowa jej brzmiały zdecydowanie i nie pozostawiały wątpliwości, co miała na myśli, wymieniając i opisując zachowanie pro-reżymowych uczonych. Zaproponowała uchwałę, którą konferencja powinna przyjąć i uważam, że postąpiła jak najbardziej słusznie i odważnie (przypominam, że był koniec lat 70-tych). Zarządzono głosowanie – tylko my dwoje podnieśliśmy ręce za jej uchwaleniem. Byłem przerażony obojętnością zebranych, nie rozumiałem aż tak wielkiego strachu przed komunistyczną władzą i nie mogłem tego zaakceptować.
Zniesmaczeni reakcją naukowców i pełni dla nich politowania wracaliśmy przez Plac Zamkowy w kierunku przystanków autobusowych.
Potem w ciągu wielu lat dość rzadko, ale jednak spotykaliśmy się w przelocie na jakichś większych „spędach” (ostatnio około 2 lat temu w lokalu Stowarzyszenia Wolnego Słowa). Zawsze z uśmiechem mówiliśmy sobie cześć. Nie wiem, czy Alina pamiętała naszą obecność na wspomnianej konferencji, ale ja miałem to wydarzenie zawsze w dobrej pamięci.
Wiemy przecież – tak mi się wydawało – oboje, że nie można mówić, że wszyscy Żydzi są tacy, czy owacy, że robili to czy tamto. Bo nie wszyscy – tyle, tylko tyle i aż tyle. Jestem przekonany, że dotyczy to ludzi wszystkich narodowości i wyznań. I że to oznacza m. in. tolerancję, i że to nas łączy.
A Ty mówisz teraz i powtarzasz, że wszyscy Polacy zawinili śmierci 3 milionów żydowskich współobywateli. Wygłaszasz jawnie rasistowską opinię publicznie w biały dzień, pod moim bokiem?
Alinko, o co chodzi, co się stało w Twojej głowie i sercu? Krzywdzisz ludzi, wyznających równouprawnienie narodów w sposób bezwzględny. Stajesz w szeregu siewców nienawiści, pośród tych, którzy nadal chcą skłócić obywateli jednego Państwa, mieszkańców jednego Świata?
No, jasny gwint. Dziewczyno, co Ty… ?
Alinko, mam nadzieję, że przy najbliższym – jak zwykle – przypadkowym spotkaniu wytłumaczysz mi to z ręką na sercu. Bo jestem, psiakrew, wściekły i- co gorsze – zdezorientowany.