Jacek Markiewicz – wydzieliny jako projekt
Jestem radykalniejszym widzem niż Jacek Markiewicz artystą-rzeźbiarzem.
Jeśli artysta prezentuje g…, formowane przy pomocy zwieracza, to mnie
jako widza absolutnie nie interesuje, czy czuł on – jak sam przyznaje –
satysfakcję, "pracując nad tą kupą". Nie obchodzi mnie impuls, który
doprowadził do udanej defekacji, ale bryła sama w sobie. Jeśli zobaczę
przepięknie uformowaną bryłę, pokolorowaną na blady, a zarazem głęboki
w tonie błękit, to się nią zachwycę, albo i nie. Natomiast nie muszę, a
nawet nie chcę wiedzieć, czy owa bryła jest genialnym efektem ruchów
jelit artysty czy też wynikiem pracy jego wyćwiczonych palców. Co to
mnie obchodzi, po co on o tym opowiada? W końcu dzieło sztuki powinno
się bronić samo.
A tymczasem, czytamy w wywiadzie (przesłanym mi przez Wojtka Brojera – mediewistę, autora diabelskiego,
inżyniera elektronika, właściciela Galerii Fundamenty w Dąbrównie i
organizatora corocznych plenerów malarskich w
Dąbrównie – dziękuję
serdecznie), przeprowadzonym z nim przez Katarzynę Kozyrę i Artura Żmijewskiego:
– Nakupkałeś w galerii w Orońsku…
– Pierwotny projekt był inny, miałeś obsikać ściany.
– Wystawa nazywała się Miejsca nie miejsca. Chciałem oznaczyć moczem
swoje terytorium. A kupa to był impuls, nagła reakcja, do późna w nocy
jeszcze robiłem…
– …?!
– Stelaż konstrukcji oczywiście, aby pokazać właściwą pracę.
– Pokazywanie swoich wydalin jest krępujące. Nie było ci wstyd, że ludzie oglądają ekskrementalny artefakt?
– Nie. To była reakcja na to, co się tam działo. Byłem tym bardzo
zdenerwowany. Poza tym interesowały mnie różne wydzieliny z człowieka.
Wcześniej pokazywałem już ślinę-plwocinę, krew i mocz. Przyszedł czas
na kupę. Był i taki projekt, żeby grono znajomych, wśród których się
obracałem pokazało wspólnie swoje wydzieliny. On został później
zrealizowany.
– Dlaczego wydzieliny, co interesującego jest w krwi miesięcznej, w ślinie, w spermie?
– Cos bardzo ludzkiego, trudno mi to nazwać.
– Ludzkiego?! Każde żyjątko ma w sobie jakąś limfę i jakiś ekskrement.
– Robimy to wszyscy, jak zwierzęta, ale bardzo się tego wstydzimy,
unikamy mówienia o tym. Cisza nad defekacją jest bardzo ludzka.
– Co czułeś pracując nad kupą?
– Satysfakcję. Wystawa nie była zbyt ciekawa, a wystawiający artyści
nosili wysoko nocy. I miałem satysfakcję, że nasrałem. Zrobiłem to
zresztą z dbałością o formę powstającego obiektu.
– Chcesz nam mówić, że kształtowałeś tworzywo zwieraczem?!
– Byłem świadomy każdego formującego materię gestu.
A jeśli artysta uważa, że
próbując nago uwieść nagą figurę Ukrzyżowanego pokazuje niegramotnym
wierzącym, że uwodzi tylko drewno, a więc nie ma sprawy, bowiem działa
na widzów przez sztukę, aby ich wyprowadzić z błędu bałwochwalstwa – to
może oznaczać, że absolutnie nie rozumie i (co jeszcze smutniejsze) nie
czuje niczego, co może być po ludzku istotne w dziejach kultury i
mentalności:
Do pracy, w której pieszczę figurę ukrzyżowanego
Chrystusa motywowała mnie chęć obrazy tego, co nie jest Bogiem. Liżąc
wielki, średniowieczny krucyfiks, dotykając go nagim ciałem, obrażając
go gdy leży pode mną, modlę się do Prawdziwego Boga.
– Obrażałeś tylko krucyfiks?
– Dla widzów było to obrazoburstwo. Poprzez użycie krucyfiksu obrażałem ich samych. Dla nich był to Bóg, dla mnie drewno.
– Twoja pierwsza wystawa: odlewy z ciała, twoja modlitwa, płonące świece, cytaty z biblii…
– Moja twarz odlana z miękkich form, bardzo zniekształcona, w
sąsiedztwie cytaty z biblii: Panie wybaw mnie z tego ciała śmierci.
Ciało zdawało mi się czymś złym, grzesznym. Nie umiałem się przed nim
obronić.
– Istnieje grzech?
– Istnieje.
– Jak czułeś się zdejmując krucyfiks ze ściany w Muzeum
Narodowym w Warszawie? Świętokradztwo czy działanie radykalnego
mistyka-ekstatyka?
– Wyrosłem w tradycji katolickiej. Serce chciało wyskoczyć mi gardłem.
– Frapują mnie słowa: Jestem nagi, więc obrażam to, co pode
mną. Wiesz z czym mi się to kojarzy? W technikum leśnym naoglądałeś się
różnych spodnich warstw.
– Ostatnio powiedziałem swojej kobiecie, że używam seksu zamiast samogwałtu. Już się tak często nie onanizuję.
– Chciałeś uwieść Chrystusa?
– Tak.
– Co ciebie powstrzymało?
– Zabrakło czasu. Siedziała przy mnie strażniczka i doglądała, by
obiekt nie został zniszczony. Na szczęście zasnęła, a ja rozebrałem się
i położyłem obok krucyfiksu. 9 minut później obudziła się. Film trwa
zatem 9 minut. Zanim opanowałem emocję i zacząłem myśleć, było po
wszystkim. Jedna kamera łapała non stop cały obraz, a inne krążyły
wokół. Na wystawach monitory były ustawione na planie krzyża.
Muszę jeszcze dodać, że nie
czuję się urażony w swoich uczuciach przez artystę i nie jestem w
stanie na niego się zezłościć. Jego rozmowa z Kozyrą i Żmijewskim
jest z punktu widzenia psycho-socjologicznego całkiem interesująca, a
raczej wstrząsająca. Mam jednak jakieś dziwne przeczucie, że nie jest
to rozmowa o sztuce. Mnie osobiście informacje tam zawarte do odbioru i
oceny dzieł sztuki nie są do niczego potrzebne.
Przeczytajcie zresztą całą rozmowę , przeżyjcie ją, przeżujcie i prawdopodobnie wyrobicie sobie własne zdanie.