Agata Bogacka – Kształty samotności
Na jednolitym szarym
tle widzimy klęczącą postać nagiej dziewczyny, zbliżającą
twarz do
swojego odbicia. Ręce ma założone z tyłu, za plecami, Nie będzie
żadnego dotknięcia, z wyjątkiem tego jednego – wysunięty język dotyka
zimnej tafli szkła i ogrzewa usta lustrzanej
postaci, przyjmując chłód
zwierciadła.
Nastąpiło spotkanie samej z sobą w całkowitej samotności?
Jak to jest z naszym osamotnieniem i próbami jego przezwyciężenia?
Obrazy Agaty Bogackiej budzą lęk przed uwikłaniem się w ciąg zaprzeczeń. No i dobrze… .
Agata Bogacka (1976) studiowała na
Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie w latach
1996-2001. Brała udział w kilku istotnych wystawach: "Rzeczywiście
młodzi są realistami" w Centrum Sztuki Współczesnej, w
Międzynarodowym Biennale Plakatu, w "Junge Kunst aus Polen" (Galerie
der Marktgemeinde St. Johann – Austria), "Blog, Osiedle, Mieszkanie"
(Galeria Działań Galerii Raster w Warszawie), "Wystawa wiosenna"
(Galeria Karowa – Warszawa), "Obraz roku" (Warszawska Królikarnia) oraz
"Ja krwawię" (Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim).
Jednolite szare lub beżowe tło na
dużej powierzchni, kontury upozowanych przypadkowo, nie kontaktujących
się ze sobą pół-ubranych lub nagich postaci i pojedyncze, lewitujące w
kadrze przedmioty, mające nieco tajemnicze znaczenie dla rozgrywającej
się sceny – słuchawka telefoniczna, żelazko, pojedynczy pantofel.
Autorka fotografuje jakąś scenę, w której uczestniczy
wraz ze swoimi
przyjaciółmi. Ale wizerunek fotograficzny może nie oddawać znaczeń,
uczuć i myśli, wypełniających przestrzeń obrazu w realistycznie
utrwalonych wydarzeniach. Na podstawie zdjęć powstają więc dzieła
malarskie jako efekt artystycznej redukcji zbędnych szczegółów –
wymazania szumu informacyjnego.
"Ona sama i
wszystkie towarzyszące jej osoby – czytamy w szkicu Agaty Jakubowskiej
– umieszczone są w pustej przestrzeni, budującej poczucie osamotnienia.
Postacie, choć na stanowiących pierwowzór fotografiach zostały uchwycone w ruchu, tu zastygają. Są raczej bierne niż aktywne, jakby
wyczekujące. Świat zamarł. Powstające
najczęściej po dwa obrazy
zawierają w sobie pewien dramatyzm, trudny do uchwycenia w pierwszym
momencie – to zapis dwóch chwil, między którymi coś się zdarzyło, ktoś
wykonał jakiś ruch, pozornie jedynie nieznaczący. Podjęte działania
jednak niewiele zmieniają i dominuje poczucie niezmienności sytuacji".
Z obrazów Agaty Bogackiej emanuje
dojmujący głód psychicznego i fizycznego zbliżenia z kimś dla niej
ważnym. Pragnienie to pozostaje niezaspokojone, albo zaspokojone
jedynie powierzchownie. Kobieta i mężczyźni, choćby nie wiem jak bardzo
przed chwilą podnieceni i rozedrgani uniesieniem pozostają teraz w
kataleptycznym bezruchu, całkowicie osobni, zapadnięci w sobie. Nie
było i nie ma istotnych kontaktów – jest tylko zmęczenie po
psychodramie. Nawet scena śniadania na trawie zamiast pełnej ciepła
atmosfery przebywania razem zastyga
w milczeniu, w przenikniętym
obcością trwaniu. Dziewczyna uczestnicząca w tym beznadziejnym pikniku,
odchodzi na bok i skulona przywiera uchem do słuchawki telefonu
komórkowego, łaknąc czyjegoś głosu, oddechu, czyjejś uwagi.
Ale to wszystko są namiastki łączności
z ludźmi, kalekie próby odnalezienia się w naturalnych więziach z
otoczeniem. Pozostaje bolesne wrażenie bezruchu, niemocy,
niespełnienia, nienasycenia i dotkliwego smutku.
Melancholia
– pisze, cytowana uprzednio autorka eseju, Agata Jakubowska – wydaje
się być czymś przynależnym Agacie, w jej zapiskach malarskich zdaje się
nie być szansy na jej przezwyciężenie. A jednak w ostatnio malowanych
przez nią obrazach coś się wydarza. Agata ożywa, jak dosłownie można by
powiedzieć. Pojawiają się elementy, dwa płyny fizjologiczne – krew i
mocz, które pokazują ją jako żywą istotę. "Ja krwawię", stwierdza jakby
z pewnym zaskoczeniem. Nagle wydaje zdawać sobie sprawę z toczących się
w niej procesów życiowych. Może i z tego, że poza powtarzającymi się
relacjami, próbami zbliżeń i ciągle towarzyszących im oddaleń jest też
cykliczny czas wewnątrz niej. Ostatnie obrazy są w tym kontekście próbą
zwrócenia się do samej siebie, ale nie na poziomie obrazu, odbicia
lustrzanego. Raczej na poziomie ciała, tego co się w nim dzieje.
Artystka wyzywa świat, chce go pojąć i
posiąść, ale za moment cofa się i chowa, może po to, aby swoje
zetknięcie z rzeczywistością ująć w jakieś kształty i barwy – utrwalić
w formie, w malarskiej przestrzeni. Wspomniane dwa płyny fizjologiczne
symbolizują siłę i słabość, męstwo i "upupienie". Krew to moc kobiecego
ciała, siła biologiczna zdolna usidlić nieprzychylne otoczenie i
podporządkować je rytmowi własnego życia. Natomiast obecność uryny
peszy, ośmiesza, niweluje zamiary mierzone ponad siły.
"Ja krwawię" więc żyję – wydaje się
oznajmiać malarka. Ale czy to wystarczy,
aby pokonać obecne w jej
obrazach uczucie samotności, przerażenia i zagubienia? Czy prosi nas,
naszą wrażliwość o wsparcie, o uczestnictwo – ale w czym?
Czy tak jak w swoim dziele "Dziewczynka wchodzi do dziury", aby malować autobiografię magiczną?
Nie być samotnym? Ale właściwie dlaczego? Popatrzmy na obrazy Agaty Bogackiej.